Zakładam, że ten żeński, nowojorski kwartet, wyjątkowo nie cieszy się z wyników ostatnich wyborów. Odważne aktywistki i performerki mogą uchodzić za artystyczny symbol feminizmu. Nie boją się prowokacji, wręcz do niej dążą. Ich muzyka odwołuje się do elektronicznej awangardy i post-punka. Po trzech EP’kach wydały w końcu pełnowymiarowy album. Fani 4AD mogą szukać na nim odniesień do czasów pionierskich poszukiwań drapieżności i chłodu z początku lat 80. Cumgirl8 to automatyzm połączony z wybuchową ekspresją. Nieprzyjemnie piskliwy wokal łączony z zimnymi dołami, to jeden pomysł – drugi, to nagrywanie materiału na żywo dla utrzymania autentyczności przekazu. Efekt przypomina skrzyżowanie Xmal Deutschland z Suicide. Czasem słyszę w tej muzyce zespół Propaganda – wokal w „Hysterial”. „Uti” z kolei bardziej kojarzy się z Throbbing Gristle. W „NY Winter” znajdą coś dla siebie fani Siouxsie and The Banshees. Zespół próbuje w paru nagraniach kreować melodie, ale przeważnie czegoś mu w tej mierze brakuje i przykrywa ów brak swobodą ekspresji. Można jednak znaleźć pozytywne wyjątki. Ładne na swój sposób i smutno-romantyczne jest „Girls Don’t Try”. Ten utwór chyba najbardziej pasuje do formatu 4AD z lat 80. Pozytywnie wyróżnia się też zamykający „Something New”, w którym jest dziewczęca lekkość i niewymuszony wdzięk. Prosty aranż w duchu The Wolfgang Press zgrabnie dopełnia całości. Cumgirl8 to zespół ciekawostka. Trudno go rozpatrywać bez ideologii i oglądania występów. Czysto muzycznie to głownie artystyczny projekt, pewien manifest ubrany w dźwięki. Ale kto wie? Może się jeszcze mile zaskoczę.