Poznałem Amyl and The Sniffers dzięki ich drugiej płycie z 2021 roku. Ten australijski zespół, punkowy przekaz ubierał tam w dziedzictwo AC/DC. Było to dobre, ale trochę zbyt tradycyjne w formie. Tegoroczna płyta zbiera ciut gorsze recenzje, ale mnie podoba się bardziej. Nowe piosenki są po prostu lepsze, a pomysły bardziej zróżnicowane. Otwierający, zadziorny „Jerkin’” chwyta od pierwszego usłyszenia. „Chewing Gum” przypomina The Cult jakim ten zespół mógłby być, gdyby wydał coś pomiędzy „Love”, a „Electric”. „Tiny Bikini” przywołuje ducha Mudhoney z domieszką niezrównoważonego Alice Donut. Gitary są na tej płycie raczej brudne, niż jazgotliwe, a wokal prowokacyjny, ale gdy trzeba to jednak niechlujnie melodyjny. Posłuchajcie spokojnego, singlowego „Big Dreams”. Wspaniale gniewny i chropawy jest „It’s Mine”. Normalnie włosy się od tego stroszą na głowie, a nogi oblepiają czymś ciężkim, na wzór glanów. Kolejne dwa kawałki też są wyplute z siebie, przy czym w „Pigs” trochę gitary mi pod koniec nie pasują. Za to „Bailing On Me” jest znów świetne, utrzymane w klimacie alternatywnych kobiecych grup z lat 90. W singlowym „U Should Not Be Doing That” słychać nieoczekiwanie saksofon. W „Do It Do It” jest energia i zapał wczesnego The Damned. Wreszcie na zakończenie pojawia się piosenka „Me And The Girls”, która przyprawia o szczery uśmiech. Amy Taylor – wokalistka grupy jest chyba „fajną laską”. Śpiewa o rzeczach prostych, ale aktualnych i ważnych. Z albumu „Cartoon Darkness” emanuje młodość, wiara w zmiany i siła do ich wprowadzania. Nie da się chyba wyrosnąć z uznania dla takiego podejścia do grania, no i do samego życia. Tego drugiego można pewnie też pozazdrościć. Australijczycy są na fali wznoszącej swojej popularności. Największy dystrybutor muzyki niezależnej w Polsce pokazuje, że „Cartoon Darkness” jest najlepiej sprzedającą się u nich płytą. Lepiej niż The Smile, czy Fontaines D.C. Kto ich do nas zaprosi na letni festiwal w przyszłym roku?