Takie seriale jak „Nocny agent” oglądam trochę z braku innych pozycji. To jest na tyle przyzwoita produkcja, by oglądać kolejne odcinki, ale nie zostawia w zasadzie żadnych wrażeń. Świat tajnych agentów, agencji wywiadowczych, sił bezpieczeństwa jest zasadniczo sztuczny i pełen ograniczeń. Bohater serialu – Peter zupełnie się do niego nie nadaje. Jest miłym, uczciwym gościem, zakochanym w Rose – dziewczynie z pierwszego sezonu, która znów zostaje „niechcąco” jego partnerką. Dla podniesienia emocji w akcję filmu wplątani zostają Irańczycy. Pracownica ambasady współpracuje z Amerykanami by uzyskać pomoc w wydostaniu z kraju matki i brata. Plany może jej pokrzyżować nowy szef służby ochrony w ambasadzie, wyszkolony do zadań specjalnych. Gra toczy się zarazem o dostęp do broni chemicznej, którą jeden zbrodniarz wojenny, odsiadujący wyrok, chce się zemścić na Ameryce. Jest w tym serialu kilka wątków, na których budowana jest akcja i o tyle cały sezon wypada ciekawie. Nie brak tu psychologicznych rozgrywek, od których zależy bieg zdarzeń. Rose pracuje w firmie od nowych technologii, mając do dyspozycji lepsze narzędzia śledcze niż FBI. To taki znak czasów, gdy sztuczna inteligencja zmienia świat w zaskakującym tempie. Jednak o losach bohaterów decydują wyłącznie uczucia. Nimi kieruje się Peter, dziewczyna z irańskiej ambasady, ale także ci stojący po stronie zła. Wdzięczność, lojalność, poczucie braterstwa, ale też siła więzi rodzinnych – są równie ważne, jak rozgrywki polityczne i pragnienie zemsty. Peter jest bezkompromisowy tylko w wymiarze relacji z Rose. To dla niej zrobi wszystko, traktując przyjaciółkę jak barometr wartości i słuszności. To akurat największy grzech agenta, o czym przekonał się nawet sam James Bond. „Nocny agent” to jednak serial sprofilowany na poważne tony i tylko para głównych bohaterów nie bardzo do niego pasuje. Za dobrze i zbyt szczerze im z oczu patrzy. Wiadomo, że będzie kolejny sezon. Nie czekam, ale jak będzie, to pewnie znów obejrzę.