W połowie stycznia tego roku, muzycy Porridge Radio poinformowali, że nie będą więcej nagrywać muzyki, a po zakończeniu trasy koncertowej promującej płytę „Clouds in the Sky They Will Always be There For Me” kończą działalność. To równie przykre, jak nieudane życie uczuciowe wokalistki Dany Margolin. Szkoda, bo angielski zespół miał swój styl, a kolejne ich płyty potrafiły zaintrygować. Słucham ich od 2020 roku, kiedy wydali swój pierwszy album dla Secretly Canadian. Poruszający, mocny wokal Dany, zestawiony z niebanalnym gitarowym graniem, wzbogaconym o bardziej liryczne instrumenty, tworzyły ciekawą całość. Najnowszy album, nagrany z nowym basistą, jest raczej spokojny i minorowy. Bardziej żywiołowe są nagrania otwierające i zamykające (to ostatnie wyszło zresztą na promocyjnym singlu). Taki „A Hole in the Ground” jest walczykowato przyjemny. Z kolei „Lavender, Raspberries” ewidentnie gorzki. Z kolejnego kawałka zapada w pamięć przede wszystkim pełen boleści wokal wokalistki w zderzeniu z dość stonowaną grą pozostałych muzyków. Zespół lubi generalnie operować kontrastem. Zaczyna łagodnie, by w połowie nabrać impetu wykonawczego. Nie brak tu pewnej teatralności, jaką niesie ze sobą np. twórczość Patti Smith. To są piosenki o czymś i zagrane są też od serca. Dana Maergolin dba o interpretację tekstów. Utwory mają tendencję do zakręcania słuchaczem, względnie do bujania nim z prawa na lewo. Nie dziwi zatem, że producentem płyty został Dom Monks znany raczej ze współpracy z folk-rockowymi artystami. Posłuchajcie choćby takiego „Wednesday”, czy zagranego akustycznie, urokliwego „I Got Lost”. Płyta mogłaby się kończyć spokojnym, nieco sennym „Pieces of Heaven”, ale grupa przypomniała sobie, o swoim pierwotnym charakterze i „Sick of the Blues” znów uderza ostrzejszym śpiewem i gitarami. W końcówce dochodzi co prawda jazzująca trąbka, a potem zapada cisza – jakże znamienna w świetle oświadczenia z 15 stycznia. Szkoda mi Porridge Radio – już teraz. Mieli charakter, styl i pomysły. No i naprawdę charakterystyczną wokalistkę, z łatwo rozpoznawalną barwą głosu. Podejrzewam, że Danę Margolin jeszcze kiedyś usłyszymy – nawet jeśli nie ułoży sobie szybko życia osobistego, czego jej oczywiście życzę.