Solowe płyty Noaha Lennoxa firmowane jako Panda Bear podobają mi się trochę bardziej, niż dokonania zespołu Animal Collective, w którym gra on na perkusji i śpiewa. Album „Panda Bear Meets the Grim Reaper” z 2015 roku uważam wręcz za jedną z najciekawszych rzeczy, jakie ukazały się w tym wieku. Poprzednie dzieło nagrane w kooperacji z Sonic Boom’em było dobre, ale to jednak była kooperacja. Na solową wypowiedź Noaha czekałem od 2019 roku i nieco rozczarowującej płyty „Buoys”. „Sinister Grift” to rzecz w dużym stopniu zakotwiczona w stylu Animal Collective – przede wszystkim płytę nagrał z nim kolega z zespołu Josh „Deakin” Dibb. Pojawili się także pozostali członkowie Zamykając dział „goście” warto odnotować też udział nowej partnerki życiowej - Rivki Ravede (ze Spirit of the Beehive) oraz niejakiej Cindy Lee, której ostatni album zebrał świetne recenzje. Nowa muzyka Panda Bear jest po stronie ciepła i pogodnych nut. Portugalskie warunki życia widać dobrze nastrajają Noaha, podobnie jak nowa miłość. „Sinister Grift” to zdecydowanie powrót do plażowych, letnich klimatów. Panda Bear daleki jest od banalnych nut i radiowego popu, ale jego najnowszej muzyki niewątpliwie dobrze się słucha. Czy są to singlowe kawałki (nagrany z Cindy Lee na gitarze „Defense”, ale też „Ferry Lady” i „End’s Meet”), czy inne jak „Praise”, czy „Just As Well” robi się człowiekowi jakoś przyjemnie. W zasadzie tylko „Left in the Cold” ma wydźwięk zgodny z tytułem. No i jeszcze mocno stonowane, zatopione w półmrokach i echach „Elegy for Noah Lou”, ale to też zgodnie z tytułem. Głos Noaha może kojarzyć się oczywiście z Beach Boysami, ale to jednak inna muzyka. Więcej w niej psychodelicznego sosu i nieoczywistych efektów dźwiękowych. Podobnie jak okładka, na której jakieś postrafaelickie malarstwo spotyka czcionkę niczym z Matrixa. „Sinister Grift” stawiam aktualnie na drugim miejscu w solowej dyskografii Pana Lennoxa. Dobrze żegnać zimę przy takich nagraniach.