„Kompletnie nieznany” – reż. James Mangold

USA, 17 stycznia 2025

„Kompletnie nieznany” – reż. James Mangold

Nie mam ani jednej płyty Boba Dylana, a jednak odkąd pamiętam znam jego piosenki. Głównie dlatego, że wykonywali je różni znani mi wykonawcy: Jimi Hendrix, The Byrds, Guns’n’Roses, U2, nawet Brygada Kryzys. Zresztą kto nie grał jego piosenek!? Mam w domu składankę artystów reggae i album wydany do filmu „I’m Not There” Todda Hayes’a, na którym m.in. utwór tytułowy wykonuje Sonic Youth. Nie czytałem też żadnych wierszy Dylana, choć dostał literackiego Nobla (którego zresztą nie odebrał). W tym względzie film Jamesa Mangolda „Kompletnie nieznany” wzbudził moje zainteresowanie i poczucie obowiązku, by go zobaczyć. Ciekaw byłem roli Timothee Chalameta, który zaśpiewał i zagrał wybrane do filmu piosenki. Akurat fabuła opisuje wydarzenia z lat 1961-1965, czyli same początki młodego Dylana. Rzecz zaczyna się od przyjazdu bohatera do Nowego Jorku, by złożyć w szpitalu wizytę-hołd choremu Woodie Guthriemu, a kończy na legendarnym koncercie na folkowym festiwalu w Newport z 1965 roku. W tym krótkim okresie Bob Dylan stał się sławny, przeżył romans z Joan Baez i zdradził akustyczny folk na rzecz „elektrycznego” grania z zespołem. Śledzimy jego przejście od wykonywania standardów, przez kultowe pieśni „Blowin’ In The Wind” i „The Times They Are A-Changing” po „zdradzieckie” „Like A Rolling Stone”. W tle mamy też czas gorących zmian polityczno-społecznych. Wydarzenia na Kubie grożące wybuchem III wojny światowej, zamach na Kennedyego, protesty czarnoskórej społeczności, ale też pojawienie się Beatlesów. Bob Dylan jest przede wszystkim muzykiem i artystą. Zostawia kochankę w łóżku, by tworzyć i próbować nowe piosenki. Słucha tego co dzieje się dookoła i nie zamierza nikomu schlebiać, a jedynie własnym potrzebom twórczym. Ten film tętni muzyką i to ona jest w nim najważniejsza. Także dla Dylana, który przeżywa w tych latach mniejsze i większe miłości, ale żadna nie może się równać z jego potrzebą grania i śpiewania. W tle pojawiają się Woody Guthrie, Pete Seeger, Johnny Cash i przede wszystkim Joan Baez. Dzięki „Kompletnie nieznajomy” możemy poczuć siłę oddziaływania muzyki w pierwszej połowie lat 60. Siłę Boba Dylana, ale też Joan Baez którzy w pojedynkę podrywali tłumy. Poza samą muzyką liczyły się też teksty, które przestały być poetyckimi impresjami, czy ludycznymi opowieściami. Bob Dylan komentował realia i niejako na nie wpływał. Naprawdę da się poczuć kilka razy dreszcz wielkich emocji i niemal historycznego znaczenia poszczególnych występów. Aż szkoda, że ta historia się urywa przed wydaniem płyty „Highway 61 Revisited”. Ja w każdym razie następnego dnia słuchałem wszystkich dostępnych coverów Dylana, jakie mam na płytach.   

„Kompletnie nieznany” – reż. James Mangold
Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×