Argentyński serial „Eternauta” oparty jest na sprawdzonym modelu kina katastroficznego. Coś dziwnego się wydarza i nagle wszystko staje się inne, a ludzie którzy ocaleli, próbują się jakoś zorganizować w nowych warunkach życia. W Buenos Aires, trapionym przerwami w dostawach prądu, nagle zapada śnieżna zima, która uśmierca wszystkich którzy są na zewnątrz pomieszczeń. Odcina zasilanie elektryczne i unieruchamia urządzenia na prąd. Nie ma łączności, nikt nie wie co się stało ani dlaczego. Z czasem okazuje się, że to nie katastrofa klimatyczna, wybuch bomby atomowej, lecz początek inwazji. Grono znajomych i sąsiadów, którzy spotkali się na grze w karty w mieszkaniu jednego z nich, traci nagle znajomych i kontakt z rodzinami. Jest wśród nich na szczęście człowiek – „złota rączka” Alfredo, który potrafi przywrócić sprawność niektórym urządzeniom i były żołnierz Juan, który odważa się w masce przeciwgazowej i ubraniu zabezpieczającym przed śmiertelnym śniegiem, wyjść na zewnątrz i zacząć szukać żony oraz córki. Los córki częściowo znamy z wcześniejszych scen, kiedy nastolatka zostaje zaskoczona anomalią podczas rejsu łódką – na jej szczęście w bezpiecznej kajucie. W tym serialu w naturalny sposób oddane są nastroje zwykłych ludzi, ich obawy i problemy charakterologiczne. Ta mieszanka przyzwoitości i egoizmu, szybkie przestawianie się na sytuację deficytów i kryzysu wynikającego z braku nadzoru instytucyjnego. Bez wiedzy, organizacji i form nacisku, pozostaje własna zaradność i indywidualne kodeksy moralne. Dawni sąsiedzi mogą stać się sobie wrogami lub przynajmniej niebezpieczną konkurencją. Zasypane Buenos Aires, pełne zamarzniętych ciał na ulicach, z unieruchomionymi pojazdami, robi duże wrażenie. Juan przemierzający samotnie ulice pogrążonego w katastrofie miasta, jest niczym kosmonauta na obcej planecie. Gdy bohaterowie orientują się że zaburzone są bieguny magnetyczne, odkrywają też, że z ruin miasta wyłaniają się nieznane istoty – metrowych rozmiarów „robale”, które oplatają ludzi w pajęczynowe kokony. Niebo przeszywają rozbłyski dziwnego światła, a zabójczy śnieg nieustannie prószy. Rzecz oparto na komiksie, ale serial nie przypomina wcale Marvelowskich produkcji. Nie mamy tu żadnych superbohaterów tylko przeciętnych ludzi z ich obawami i odruchami. Juan co prawda miewa dziwne wizje, ale tłumaczone są one żołnierską traumą. Rzecz wciąga i frapuje. Gdy wydaje się już, że serial zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, akcja na nowo nabiera grozy i zostaje przerwana w naprawdę emocjonującym momencie. Wiadomo, że będzie kolejny sezon, a ja już na niego czekam.