Jestem wielkim miłośnikiem norweskiego duetu Royksopp odkąd usłyszałem u progu nowego wieku ich debiutancki album „Melody A.M.”. Mam ich wszystkie płyty i z tej perspektywy tegoroczny album „True Electric” to prawdziwa składanka hitów. Nie ma tu może wielu singli, ale materiał grany w 2023 roku na koncertach jest naprawdę przekrojowy. Podstawę stanowią przede wszystkim utwory z trylogii „Profound Mysteries”, którym zespół wrócił na scenę w 2022 roku (aż 8 na 19 nagrań). Ale są tu także utwory z płyt „The Inevitable End” (4), „Junior” (2) EP nagranej z Robyn – „Do It Again” (2), a nawet jeden kawałek z „The Understanding” sprzed 20 lat. Pewnym rarytasem jest singlowy numer z 2016 roku „Never Ever” pierwszy raz dostępny w wersji „fizycznej” oraz nowy utwór - The „R”, który zamyka pierwszą z dwóch płyt w tym wydawnictwie. Na „True Electric” są gościnne wokale, dodatkowe partie gitar, perkusji, czy skrzypiec. Wszystko świetnie brzmi, dynamicznie, transowo, tanecznie i przestrzennie. Poza utworem „What Else Is There?” wszystkie kawałki trzymają się znanych wersji, które co najwyżej są podbite na potrzeby wykonań koncertowych. Czasem dostajemy jakby autorski remix utworu. Świetnie się tego słucha – bo z jednej strony to nieco inne wykonania, ale także w studyjnym wydaniu. Mnie bardziej porywa pierwsza płyta, która zaczyna się układem, jak pierwsza część „Profound Mysteries”, a potem przeplata tak chwytliwe tematy jak „Impossible”, „The Girl and the Robot”, „Monument”, czy „Oh Lover”. Nowa wersja „Monument” z wokalem Robyn jest jeszcze lepsza, niż te znane z EP, czy z „The Inevitable End”. Podobnie dłuższa wersja „Oh, Lover”. To wspaniałe, uzależniające melodie i niezwykle romantyczne tematy. Niczym przeboje Jarre’a z przełomu lat 70. I 80. tylko wzbogacone o świetnie wpasowane wokale. Nowy kawałek „The R” nawiązuje nieco do czasów debiutu, choć brak mu ówczesnego, subtelnego uroku. Na drugiej płycie więcej jest nagrań instrumentalnych. Na pewno świetnie wypada „Running to the Sea”. Potem jest trochę przestoju – utwory są mniej dynamiczne i mniej przebojowe lub mocno rozciągnięte (jak „Sordid Affair”, czy „I Had This Thing”). Euforyczna moc wraca z utworem „Feel It”, który wraz z „Like an Old Dog” zamykał ostatnią część „Profound Mysteries”. Tu rozdziela je przebojowy „Do It Again”. Cała trójka w tym wydaniu to technowe killery. Kto nie padł wcześniej, w tych ostatnich kilkunastu minutach będzie musiał wykazać się kondycją i zdrowiem. Nie przypadkiem koszulki muzyków na okładce są totalnie przepocone. „True Electric” to świetna wizytówka zespołu, z której można też sobie wycinać własne, ulubione sety.