Czwarty zbiór wierszy Bohdana Zadury obejmuje siedem tomów wydanych w latach 2008-2024. Wcześniej znałem z tego zestawu tylko „Kropkę nad i” z 2014 roku. Mało czytam w ogóle poezji, ale Zadurę czyta się wyśmienicie. Jego strofy są błyskotliwe, ironiczne i zabawne. Skaczemy przez jego życie w rytmie spotkań, refleksji telewizyjnych, podróży, chorób, wydarzeń sportowych i snów. Te ostatnie są głównym tematem „Zmartwychwstania ptaszka” z 2012 roku. To w zasadzie esencjonalne prozy, zaskakujące niewłaściwymi, krępującymi i niepokojącymi scenkami i zdarzeniami. Bohater uwolniony od przyzwoitości, ciężaru lat i relacji, czasem bezradny - mierzy się z sytuacjami, których się być może obawia a może je kiedyś rozważał. Życie wyzwolone z logiki i przyzwoitości bywa fascynujące i prawdziwie poruszające. Zadura w dużym stopniu jest też w tych tomach komentatorem językowej, obyczajowej i politycznej codzienności. Niektóre wiersze opisane są datą, przypominającą kontekst. W ostatnich wierszach nie brak polityki. Widać, jak coś w autorze pękło, jak się zaczęło wylewać i było już nie do zniesienia. Ale te ciosy komentarzy zawsze są w rękawicach, a nokauty wg sportowych zasad. W trakcie lektury wielokrotnie trafiałem na osoby, które także znałem, a przynajmniej kojarzę. W takich momentach myślałem, że fajnie znaleźć się w wierszach Bohdana Zadury – w jakiejkolwiek roli. Z innych tekstów autora pamiętałem, jak niechętnie tworzy bohaterów literackich, a tu są po prostu żywi ludzie, z ich cechami, nazwiskami i zachowaniem. Są też miejsca, filmy, książki i programy telewizyjne. Siłą rzeczą z tych tekstów powstaje swoisty dziennik, czy też pamiętnik. Zadura swoje przemyślenia i uwagi wobec życia, zamyka raz w dwóch słowach, a raz w dziesiątkach zdań. Nie trzeba ich tłumaczyć, ale trzeba w nie wniknąć, a czasem je sobie rozwinąć. Panowanie nad słowem w kontekście myśli i uczuć jest tu na wyjątkowym poziomie. Trudno się w zasadzie od tych stron oderwać. Dobrze, że w którymś momencie kończy się jeden zbiór wierszy, a zaczyna drugi – można zdobyć się na jakąś przerwę i sięgnąć po zakładkę. Miałem też taką refleksję, że lata lecą, a Zadura nie odpuszcza światu, nie przestaje go podszczypywać, podśmiewać się z niego, odnosić się. Z dwóch ostatnich tomów („Puste trybuny” 2021 i „Zmiana czasu” 2024) bije czasem niezadowolenie, czy jakiś niepokój, ale życie autora w tym okresie nie rozpieszczało – trochę tak, jak nas wszystkich. Gdy spotkałem Bohdana na imprezie jubileuszowej, na której wręczył mi przedpremierowo tę książkę, poczułem jakieś niewykorzystanie. Przecież mogłem więcej, częściej, bliżej. Teraz czytam te wiersze i to się uśmiecham, to kiwam głową, czasem aż muszę na głos coś odczytać, żeby inni słyszeli. Kiedy te lata przeleciały? Czemu w Puławach tak rzadko słyszeliśmy Bohdana Zadurę?