A zatem znów wracamy do czasów, gdy mroczne Imperium Palpatina w najgłębszej tajemnicy szykuje nową, potężną broń – Gwiazdę Śmierci. Rebelianci zakładają dopiero swoją bazę i szkolą ludzi. Niewiele zapowiada zmianę w międzygwiezdnej polityce i układzie sil. Cassian Andor u boku ukochanej i poranionej emocjonalnie Bix, podejmuje się kolejnych brawurowych akcji. Narasta w nim jednak zmęczenie, złość i frustracja. Zbyt wielu bliskich i przyjaciół stracił. Luthen posyła go w kolejne misje, a sam prowadzi ryzykowne rozgrywki, których cel uświęca środki. Administracja i wojska imperialne przejmują władanie nad kolejnymi planetami, tropiąc rebeliantów, ale też wyzyskując zasoby. Piękne, spokojne krainy zamieniają się w miejsca terroru. Miejscowa ludność podejmuje szlachetny, lecz często naiwny opór. W imperialnych szeregach widzimy gorliwą Dedrę, która chce dopaść Luthena, ale jej metody okazują się mieczem obosiecznym. W Senacie dochodzi do kolejnych pęknięć i przełomowych wystąpień. Tu w sercu akcji jest Mon Mothma, która widzi, jak umiera dyplomacja na rzecz spisków i brutalnej siły. Jak na serial wyprodukowany przez Disneya i dozwolony od lat 12 mamy tu całe mnóstwo niepoprawnych scen – imperialny oficer chce zgwałcić Bix, mamy honorowe samobójstwo i dramatyczną eutanazję, pojawia się wątek związku lesbijskiego i nieczystych rodzinnych rozgrywek, jest zażywanie odurzających substancji i obrazy brutalnej przemocy na mieszkańcach planety Gorman. Niewiele jest tu szlachetności i duchowej mocy. Owszem, początek sezonu to prymat zabawnej nieudolności Cassiana, który uczy się obsługiwać skradziony, imperialny statek oraz karczemne kłótnie jakichś lokalnych buntowników, którzy mylą go z najeźdźcami. Jednak im dalej w sezon, tym groza narasta. Z czasem nic już nie bawi i nie stanowi rozrywki. Bohaterowie przeżywają dramaty – także Ci stojący po złej stronie mocy. To – można rzec – najbardziej dojrzały sposób ukazywania walki, bez pudrowania i uproszczeń. Jest strach, są ofiary i poświęcenie. Zbliżamy się do wydarzeń znanych z „Łotra 1”, a potem „Nowej nadziej”, czyli historycznie najstarszej, a chronologicznie czwartej części „Gwiezdnych wojen”. Fani kosmicznej sagi są „Andorem” zachwyceni. Mnie od pewnego momentu ten serial także przekonał, a nawet wciągnął. Poczekam cierpliwie na jego niechybną kontynuację.