„Birthing” – Swans

Young God Records, 30 maja 2025

„Birthing” – Swans

Wygląda na to, że przyszła pora pożegnać apokaliptyczne wcielenie Swans. Michael Gira wydając „Birthing” zapowiedział zmiany, które oznaczają koniec pewnego etapu grania zbudowanego na potężnym, monumentalnym i rytualnym operowaniu dźwiękiem. Zespół już raz kończył działalność – w latach 90. po czym wrócił z pełną mocą. Fani zespołu zostali niemal zasypani nowymi wydawnictwami i efektownymi wznowieniami klasyków z pierwszego okresu działalności. Materiał na nowy album wykuwał się głównie na koncertach – jedynie dwie kompozycje powstały w całości w studiu nagraniowym. Na „Birthing” złożyło się osiem nagrań (właściwie siedem – w tym jedno dwuczęściowe). Na początek „The Healers”. Ze statycznych fraz prowadzonych przez Girę i żeński chórek wyłania się w ósmej minucie mocny hipnotyczny rytm, który w powtarzalnych figurach wzbogacany jest wokalnymi wstawkami. To plemienne granie robi większe wrażenie, niż soniczny hałas, do którego Swans nas przez lata przyzwyczaiło. Dopiero w czternastej minucie następuje  zmiana natężenia. Po paru chwilach, na wyciszeniu słychać przez chwilę harmonijkę ustną, a potem spada na nas nawałnica dźwięków, która przechodzi w dramatyczny dwugłos wokalny niczym z greckiej tragedii. W dwudziestej minucie raz jeszcze mamy potężny grad instrumentalny, nie mniej podniosły, niż chwilę wcześniej. Kompozycja kończy się po prawie dwudziestu dwóch minutach. „I Am a Tower” promuje album jako singiel, tyle, że trwa również pod 20 minut. Znów zaczyna go nieco wyciszony, ale jakby szamański nastrój. Są nawet w tle dzwoneczki i snujące się nisko niczym mgły dźwięki gitar i rozlanych klawiszy. Pod koniec czwartej minuty objawia się głos kapłana – Giry. Fani The Doors kochający „The End”, czy „The Celebration of the Lizard” poczują swoje odrodzenie. Gdy głos lidera milknie, przychodzi druga, jaśniejsza część z żeńskimi wokalami. Dopiero gdy nadchodzi trzynasta minuta, rusza sekcja rytmiczna, która wprowadza nowe motywy. Na jej tle powraca śpiew Giry. To najbardziej przebojowy fragment kompozycji, choć zbudowany na powtarzalnych frazach. Pierwszą część albumu zamyka najdłuższy utwór - tytułowy. On również wolno się rozwija. Mocny akcent pojawia się dopiero w dziewiątej minucie, ale po ponad dwóch minutach zanika. Tekst „Birthing” pojawia się dopiero z ponownym rozwojem kompozycji. Bohater szykuje się w podróż do kresu, ale też do swojej ukochanej. Utwór jest w tej części spokojny i na swój sposób romantyczny. Ale to nie koniec. Czeka nas jeszcze atak „młota” i finałowe partie Giry. Kto do tej pory trzymał się dzielnie, zostanie wreszcie wbity w ziemię. Druga płytę otwiera najbardziej nadające się do promocji nagranie „Red Yellow” – to jedno z tych dwóch dzieł zarejestrowanych wyłącznie w studiu. Kawałek zaczyna się jak zwykle spokojnie i dopiero po pewnym czasie wchodzi sekcja rytmiczna z właściwym motywem. Większą role odgrywają tu żeńskie wokale, niż samego lidera, choć i jego głębokie ryki da się słyszeć. Lekko etniczny, zapętlony utwór trwa niewiele ponad 6 minut i ma szansę zapaść w pamięć. Pełna moc wraca wraz z „Guardian Spirit”. Do takiego Swans będziemy niedługo tęsknić. Surowo, głośno, z pasją i oddaniem. Studyjne „The Merge” jest dość niezwykłe. Znów ucieszą się fani The Doors, słysząc w pierwszej części jakieś echa „Riders on the Storm”. Potem są dźwięki rodem z horrorów - odliczające po niemiecku dziecko, dziwne zawodzenia i hałasy. Dopiero końcówka przynosi kojącą głębię i nieco zaskakujący finał z wokalnym „pam, pam, pam”. Płytę kończy instrumentalny  - dość spokojny i miarowy „Rope”, który przechodzi w krótki, wokalny „Away”. Wydawnictwo uzupełnia płyta dvd z zapisem występu Michaela Giry solo z 2022 roku i koncertem Swans z 2024 roku. Jakoś nie wierzę, że zespół już więcej nie zmiażdży nas swoim muzycznym przesłaniem. Będzie mi ich brakowało, ale póki co – mam się czym napawać.       

„Birthing” – Swans
Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×