„The Clearing” – Wolf Alice

Columbia/SONY, 22 sierpnia 2025

„The Clearing” – Wolf Alice

O nowej płycie Wolf Alice jest dość głośno. Zespół należy do ulubieńców brytyjskiej prasy i kolekcjonuje różne nagrody, sięgając najwyższych pozycji na brytyjskiej liście najlepiej sprzedających się płyt. „The Clearing” to drugi z kolei numer jeden dla londyńskiego kwartetu. To zarazem pierwszy album nagrany dla dużej wytwórni i poważna zmiana stylistyczna. Gdy posłuchałem po czasie „Visions of Life” (2017) w zasadzie miałem problem z odnalezieniem wspólnych akcentów. Z zespołu zanurzonego w niezależnych rocku lat 90 przemienili się w kolejnych epigonów Fleetwood Mac z lat 70. Nowe brzmienie, nowy wizerunek i wyraźnie zmieniony duch piosenek. Więcej tu popu, niż shoegaze’u, czy noise rocka. Bliżej teraz Wolf Alice do Florence and The Machine, co widać nawet po stylizacji samej Ellie Rowsell na okładce płyty. Zmienił się także sposób śpiewania Ellie. Bardziej pasują do niego np. smyczki w otwierającym „Thorns”, czy podparte pianinem singlowe „Boom Baby Boom”. Więcej tu zdecydowanie glamu, niż alternatywnego rocka. Ma to jednak niewątpliwy urok. Nowe piosenki wpadają w ucho, co zdarzało się już wcześniej, tyle, że kiedyś nakierowane były na bardziej sprofilowanego odbiorcę, a teraz mają moc radiowych hitów. Mnie osobiście bardziej podobała się płyta „Visions of Life”, ale nie zamykam się na nową propozycję. Cóż, że słyszę tu więcej wspólnego z nową płytą Sabriny Carpenter, niż gitarową sceną niezależną. W „Just Two Girls” słyszę jakieś Chicago, czy powiedzmy Genesis z czasów „Duke”. „Leaning Against The Wall” oraz „Passenger Seat” to krok w stronę americany i country, a zarazem powrót do akustycznych początków kariery, gdy Emilie śpiewała w duecie z gitarzystą Joffem Oddiem. Słychać tu rękę amerykańskiego producenta Grega Kurstina znanego ze współpracy z całą masą gwiazd z Adele i Laną Del Rey na czele. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić łączenie takich piosenek z wcześniejszym repertuarem grupy. To naprawdę znacząca wolta gatunkowa. Ballad w stylu „Play It Out”, czy „Midnight Song” także nie uświadczyło się kiedyś w repertuarze Wolf Alice. Kawałek „Bread Butter Tea Sugar” przypomina mi Abbę. Moim faworytem na płycie jest zaśpiewany z perkusistą singiel „White Horses”. Jest w nim rockowy sznyt, choć także daleki od nowej fali. Ellie śpiewa w nim trochę jak nieodżałowana Dolores z Cranberries. Finałowy singiel „The Sofa” to znów powrót do popowej formuły, ale zarazem dobre zwieńczenie całego wydawnictwa. Gdybym nie znał „Visions of Life” byłbym tą płytą w pełni usatysfakcjonowany, a tak trochę mi szkoda dawnej formuły. To podobny przypadek jak z Arctic Monkeys.       

„The Clearing” – Wolf Alice