„Antidepressants” (deluxe) – Suede

BMG, 5 września 2025

„Antidepressants” (deluxe) – Suede

Dramatyzm Suede znów jest melodią współczesności. Zespół serwuje nam swoje antydepresanty, ale mnie od jego nowej muzyki robi się tylko bardziej żal. Czego? Różnych rzeczy. Młodości, wiary, możliwości, marzeń. Najnowsza płyta Suede przypomina mi taniec bohatera filmu „Na rauszu”. Jest w niej tyle pragnień, chwytania chwili i łez. Brzmienie gitar przywołuje brytyjską scenę lat 80 – dokonania Virgin Prunes, Echo and the Bunnymen, Wall of Voodoo, debiutu The Cult, czy nawet wczesnego U2. Jest tu też jakiś romantyzm Ultravox, a nawet nuta The Cure z początku lat 80. Nigdy nie byłem fanem Suede, ale ta płyta ujęła mnie od pierwszego kontaktu. Tyle tu pięknych momentów, które przypominają czasy młodości, ale jakby nie do końca przeżyte. Jakby bardziej te, jakich chciało się doświadczyć, ale zabrakło odwagi, albo okazji. Wspaniały jest głos Bretta Andersona, który kreuje te wszystkie silne uczucia. Już poprzednia płyta zespołu bardzo mile mnie zaskoczyła. Teraz te wszystkie tęskne dźwięki momentami wręcz mnie hipnotyzują. Nie jest to bynajmniej gotyckie, czy zimnofalowe „dołerstwo”. W tej muzyce jest ogrom uczuć i bynajmniej nie są one ponure, czy nihilistyczne. Nowa płyta Suede jest raczej piękna, niż mroczna - jakkolwiek okładka ma w sobie wiele wystudiowanego dramatyzmu, a cała oprawa graficzna to odcienie czerni i szarości. W tej płycie się tonie. To nie jest zbiór piosenek, to raczej opowieść którą się chłonie. Wybrane do promocji single: „Disintagrate” i „Dancing with Europeans”, które otwierają album oraz „Trance State” są trafione, ale równie dobrze mógłbym pokochać utwór tytułowy, czy każdy inny. Pociągające są dalsze plany dźwiękowe tych nagrań. Te gitarowe modulacje i delikatne melodie klawiszowe. Przypominają mi się niektóre produkcje spod znaku 4AD – choćby wczesne płyty Cocteau Twins. Niezwykle przyjemnym odkryciem jest również fakt, że dołożone do wersji „deluxe” trzy utwory są równie dobre, co wcześniejszych jedenaście. Zdecydowanie namawiam do sięgnięcia po dłuższą wersję „Antidepressants” – lepiej mieć 49 minut takiej muzyki, niż niespełna 40 – to i tak nie jest przerośnięty format. Pierwotnie ten album miał nosić tytuł „Broken Music For Broken People” – tak jest opisany sam krążek – ale ostatecznie tytuł ten ma tylko jedno z nagrań. Myślę, że słusznie zmieniono akcenty. Mnie nowa muzyka Suede zdecydowanie uaktywnia, a nie rozkłada. 

„Antidepressants” (deluxe) – Suede