„Michelangelo Dying” – Cate Le Bon

Mexican Summer, 26 września 2025

„Michelangelo Dying” – Cate Le Bon

Nowa płyta Cate Le Bon zaczyna się tak, jakby na jej nowe piosenki nie trzeba było czekać 3 lata. Trochę jakby w ramach ciągu dalszego, a w każdym razie nie od początku. Śledzę tę walijską artystkę od czasu płyty „Reward”. Jej nagrania są zanurzone w przeszłości i nienowoczesności. Choć sama produkuje różnych istotnych obecnie artystów, jak Defendra Banhart, Wilco, Deerhunter, St. Vincent, Kurt Vile, czy Horsegirl, sama ucieka od popularności. Jej nagrania są subtelne, oniryczne, choć nierzadko bogate aranżacyjnie. Takie „Mothers of Riches” ma w sobie sporo przebojowego blasku, choć akurat na singiel nie zostało wybrane. Jest w tych nagraniach coś z atmosfery berlińskich płyt Davida Bowie.  Ciekawą robotę robi w nich saksofon, na którym gra gość z YoungHusband, ale również syntezatory, na których gra sama Cate (podobnie ja na większości innych instrumentów). Wokal stanowi wypadkową stylów Nico i Laurie Anderson. W jednym z nagrań słychać też Johna Cale’a, co w sumie naprowadza na pewne artystyczne powinowactwo z The Velvet Underground. Twórczość Cate Le Bon nie jest jednak tak szalona i szeroko rozpięta, jak Amerykanów. Więcej tu medytacyjnych motywów, hipnotyzujących fraz, cichej choć wciągającej pulsacji. Singlowe „Heaven Is No Feeling” ma nieco mocniejszy bit perkusyjny i na pewno wyróżnia się w tym zestawie. Podobny klimat znalazłem ostatnio na płytach Westermana. To muzyka dla wtajemniczonych, jak niegdyś This Mortal Coil, tylko mniej tajemnicza. Kreuje nastrój, frapuje, ale nie powiedziałbym, że oczarowuje. Trochę mniej podobają mi się dwa ostatnie nagrania na tej płycie. Jest w nich jakaś mechaniczność, która w dodatku w „I Know What’s Nice” jakby się zacina i wyhamowuje, choć to przecież finał albumu. „Michelangelo Dying” podoba mi się bardziej od „Pompei”, a nieco mniej, niż „Reward”. Niezmiennie uważam natomiast, że warto zwracac na twórczość Walijki uwagę.

„Michelangelo Dying” – Cate Le Bon