„Sieć Indry” – Variete

Mystic Production, 17 października 2025

„Sieć Indry” – Variete

Variete zawsze wywoływało we mnie pozytywne skojarzenia. Przez długi czas nie mogłem jednak zakochać się w płytach tego zespołu. W latach 80. po prostu nie udało im się niczego wydać, potem długo czekałem na odzwierciedlenie własnych wspomnień z koncertu, na którym byłem w 1986 roku i z pojedynczych opublikowanych nagrań. W XXI wieku na chwilę zniknęli z mojego radaru i dopiero za sprawą płyty „Nie wiem” (2017) poczułem na nowo zachwyt ekipą Grzegorza Każmierczaka. Skład się przez te lata zmienił – z lat 80. pozostał tylko gitarzysta Marek Maciejewski, który też nie grał w tych najwcześniejszych, zimnofalowych czasach. Zmieniła się też muzyka, zbliżając bardziej w stronę jazzu i ethno-transu. „Sieć Indry” to już drugie w tym roku wydawnictwo Variete. Po świetnych remiksach nagrań z niemal całej kariery, wydanych na samym początku stycznia, przyszedł czas na kolejny premierowy materiał. Dziewięć utworów, raptem 33 minuty i kontynuacja poszukiwań z „Dzikiego księcia”. Dość powiedzieć, że płytę promuje singiel „Księżniczka”. Nie znaczy to jednak, że w muzycznych poszukiwaniach zespołu nic się nie zmieniło. Variete sięgnęło śmielej po elektronikę (nawet na poziomie wokalu!), a w składzie pojawił się żywy odpowiednik Doktora Avalanche (The Sisters of Mercy) - Eva Lanche. Nie zmienił się sposób śpiewania Każmierczaka, choć zgodzę się, że barwa jego głosu jakby nabrała ciepła. Świetnie wypadają saksofony, które były przecież od lat wyróżnikiem zespołu (nawet w jego pierwszej odsłonie). To one najbardziej odpowiadają za jazzowy koloryt płyty. Czasem początek nagrań coś przypomina (w przypadku singlowej „Sycylii” Brygadę Kryzys, a „Waikiki” „Blue Monday” New Order), ale potem podąża jednak swoimi własnymi ścieżkami. Tekst utworu „Satelity” zahacza o bydgoskie sentymenty, ale jak zauważa autor „to co pamiętam już nie istnieje”. I tylko partie basu przypominają tu o zimnej fali, bo głos przetwarza już miejscami modulator, a saksofon brzmi tęsknie niczym w czarno-białych filmach. Singlowa „Księżniczka” nie jest bynajmniej przebojowa. To utwór z migotliwą elektroniką w tle i ładną partią saksofonu w drugiej części. „Sycylia” również w ucho nie wpada, ale wciąga, jak każda jedna kompozycja na tej płycie. Variete ma swój styl i wysoką jakość w każdym aspekcie. Włączając ich płytę, wchodzi się w określony, odrębny świat. Po wysłuchaniu „Sieci Indry”, jedyne co mogłem zrobić, to włączyć tę płytę jeszcze raz, od początku.     

„Sieć Indry” – Variete