„Jubilee” – Japanese Breakfast

Dead Oceans, 23 lipca 2021

„Jubilee” – Japanese Breakfast

W ramach przeglądu płyt wyróżnionych w rozmaitych podsumowaniach minionego roku sięgnąłem w pierwszej kolejności po zespół Japanese Breakfast, za którym stoi pół-Koreanka – pół-Amerykanka żydowskiego pochodzenia – Michelle Zauner. Artystka (w tym roku opublikowała też bardzo dobrze przyjętą książkę „Crying in H Mart” i muzykę do gry komputerowej „Sable”) obecna jest na scenie muzycznej od kliku lat, a Jubilee to trzecia płyta wydana jako Japanese Breakfast (Michelle gra też w indie-punkowym zespole Little Big League). Jej główną podporą w zespole jest multiinstrumentalista (tak jak ona) Craig Hendrix, ale na „Jubilee” słychać też całą masę muzyków, grających na instrumentach smyczkowych, dętych i syntezatorach. A jednak płyta robi wrażenie przyjemnie kameralnej. Głównie przez dziewczęcy, ciepły wokal Michelle. To bardzo pogodna płyta, na której artystka pożegnała złe duchy towarzyszące jej od czasów choroby, a następnie śmierci matki na raka. „Be Sweet” to wręcz popowy hit (najlepsza piosenka roku zdaniem użytkowników portalu Pitchfork), który mnie akurat najmniej się podoba z całego materiału (pomimo fajnego początku). Gdyby szukać prostych analogii stylistycznych to słyszę je głównie z Caroline Polachek (ex- Chairlift). To taki wysmakowany pop z elementami muzyki klubowej i alternatywnego rocka. Świetnie sprawdzają się w tle te skrzypce czy saksofon przeplatane elektronicznymi brzmieniami. Obok ewidentnie pogodnych piosenek jak „Paprika” z trąbkami niczym w Calexico, czy „Slide Tackle”, są tu też bardziej nastrojowe kompozycje, jak choćby świetne „Posing in Bondage”, czy mocno osobiste „Sit” oraz „In Hell”. Te dwie ostatnie rozdzielone dynamicznym „Savage Good Boy”. Na uwagę zasługuje z pewnością „Kokomo In” zbudowane nieco w stylu Belle And Sebastian. Wyjątkowo ładne jest „Tactics”, ze smyczkami w tle, ale też zaśpiewane z wyjątkową czułością. Poważnie wybrzmiewa najdłuższy na płycie, finałowy „Posing for Cars” z gitarową solówką w duchu Pink Floyd. To nie jest z pewnością płyta rockowa, jak ją niektórzy klasyfikują. „Jubilee” jest dla wrażliwców i marzycieli, dla tych którzy cieszą się porannym słońcem, czy spotkaniem z przyjaciółmi. Dobrze, że wychodzą takie płyty, oderwane od pandemicznych dramatów (materiał był prawie gotowy już dwa lata temu). Szkoda byłoby przegapić tę pozycję.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×