W dzieciństwie lubiłem kino akcji, potem całkiem od niego odszedłem. Oglądałem tylko Bondy i filmy z Tomem Cruisem – niewiele więcej. Wiadomo – czysta rozrywka, proste emocje, specjalne efekty – to nie jest kino wyrafinowane, a zwyczajnie sprawne. Taki jest też „Gray Man”. Są superagenci, tajniacy, najemnicy. Sami twardzi goście, tylko imponujące plany, ale i kobiety, które mają coś do powiedzenia. Przynajmniej w tym ostatnim względzie jest to krok naprzód. W rolach głównych obsadzeni zostali Ryan Gosling („Szóstka” – ten dobry) i Chris Evans (Lloyd Hansen – ten zły). „Szóstka” to człowiek wyciągnięty przez CIA z więzienia, przeszkolony w Izraelu i działający na zlecenie Agencji. Hansen to najemnik, który działa na rzecz tej samej Agencji, ale z innym zwierzchnictwem i naczelną zasadą – cel uświęca środki, a raczej – skuteczność za wszelką cenę. Agencja ma nowy program i nowego kierującego agentami. „Szóstka” ma zlikwidować gościa, który okazuje się być „Czwórką” i ma kompromitujące materiały na nowego zwierzchnika – aroganckiego Carmichael’a. „Szóstka” robi swoje, choć plan zmienia mu przypadkowe dziecko na celowniku. To pokazuje, że pod jego kamienną twarzą kryją się jakieś czułe przesłanki z przeszłości. Te przesłanki okazują się o tyle istotne, że jednym z jego zadań będzie ochrona chorej córki byłego szefa – Fitzroya (Billy Bob Thorton). Pojedynek dwóch agentów jest efektowny. Bracia Russo dbają o to, by widz nie nudził się nawet przez chwilę. Twórcy Bonda mogą pozazdrościć „Gray Manowi” paru fragmentów. Sceny w samolocie transportowym, czy strzelanina w Pradze to robota najwyższej klasy w tej kategorii. Z Bondami łączy ten film również agentka Dani Miranda, która wspiera „Szóstkę” w kluczowych momentach, grana przez Anę de Armas (Paloma w „Nie czas umierać”). Z kolei w przeciwieństwie do przygód Agenta 007 to zły charakter jest dowcipny i czarujący (choć również sadystyczny i wybuchowy), a „Szóstka” to typowy Gosling – małomówny, o smutnym spojrzeniu i skromnym uśmiechu. Ale nikt tu nie pogłębia sylwetek – wystarcza poziom pierwszy, względnie drugi. Nikt nie bawi się też w realia i dodatkowe intrygi. Akcja jest sklejona z podstawowych elementów i to wystarcza do osiągnięcia przyzwoitego efektu. O nic więcej tu nie chodzi. Miał być wakacyjny hit i chyba jest.