Nowa płyta Toro y Moi brzmi jakby wyprodukował ją David Holmes. Ciepłe, głębokie barwy, poczucie intymności i odrobina psychodelicznego przesunięcia. Ja od razu polubiłem ten album. Od pierwszych dźwięków odpalanego silnika i charakterystycznej gitary gościa z Unknown Mortal Orchestra w „The Medium”. Ta płyta ma ujmujący groove. Jest odrobinę czarna, lekko parna i przydymiona. Jest też na swój sposób bezczasowa, choć pewnie rozpięta głównie pomiędzy latami 60. i 70. Słychać tu oddech Sly And Family Stone, dojrzałych Beatlesów, popowe oblicze The Velvet Underground, czasem Hendrixa a wokalnie krótkie wstawki z Prince’a. W „Last Year” jest trochę jazzu, ale takiego jakby go grał Ray Manzarek. Mózg Toro y Moi – Chaz Bear na nowej płycie się nie spieszy. „Mahal” powstało na przestrzeni aż pięciu lat i szlifowane było w trakcie pandemii gdy artyści mogli zaszyć się w studiu i kombinować do woli. Chaz Bear to człowiek orkiestra – śpiewa, gra na gitarze, klawiszach, perkusji, basie, pianinie i syntezatorach. Ale zaprosił do studia także wielu gości, dzięki czemu w takim „Clarity” słyszymy flet i kobiecy wokal Sofie Royer, a w „Goes by So Fast” także stylowy saksofon. W „Millenium” odzywa się syntezator Alana Palomo z Neon Indian. Ja słucham Toro y Moi dość uważnie (mam jego pięć z siedmiu płyt), ale „Mahal” jawi mi się jako jego zdecydowanie wyróżniające się dzieło. Trudno mi tu wskazać gorsze momenty. W „Foreplay” słyszę post-rockowe nawiązania do Tortoise. W singlowym „Deja Vu” Lou Reeda z czasów „Transformer”. „Way Too Hot” to są jak dla mnie Beatlesi z okolic 1967 roku. Same klasowe odwołania. Ja wiem, że tę płytę łatwo było przegapić – sam prawie o niej zapomniałem i dopiero przy okazji jakiejś promocji po nią sięgnąłem. To jednak tylko pokazuje, że mechanizmy promocyjne w naszym kraju mają się słabo. „Mahal” nie niesie może ze sobą jakichś radiowych hitów (choć wszystkie trzy single z niej są przyjemne), ale naprawdę może utrafić w dość szerokie gusta i sprawdzić się przy różnych okazjach. Na pewno wpisuje się w koktajlowe klimaty, czy jakieś słoneczne party, dopóki goście wolą jeszcze pogadać, lekko się pobujać i pouśmiechać. Sięgajcie śmiało.