Monofon to przede wszystkim projekt basisty i perkusisty z Lao Che i wokalisty Pogodno. Zespół miał pecha i szczęście zarazem. Pecha, bo tuż przed premierą debiutu zmarł nagle Jacek „Budyń” Szymkiewicz, a szczęście, bo „śmierć” jest niestety nośna marketingowo. Do tragedii doszło w kwietniu, w czerwcu pojawił się pierwszy singiel „Horror”, a we wrześniu płyta „Monomiasto”. Materiał jest obiektywnie rzecz biorąc ciekawy. Są różne tempa, przekorne teksty, czasem dęciaki, charakterystyczny wokal. Ta płyta zaczyna się jak jakiś Primus, czy King Crimson. Dopiero wokal „Budynia” wszystko zmienia i łatwiej od razu o skojarzenia z Pogodno. „Lepiej zostańmy” ma tempo niczym z przejażdżki na koniu. „Bossa” to oczywiście bossa-nova, do której „Budyń” stara się dopasować zmysłowo swój wokal. We wspomnianym „Horrorze” ciekawie chodzi klawisz-retro. „Faraona” ozdabiają cymbały, tworzące klimat jak u Dead Can Dance. W „Ich wszystkich” zaskakuje z kolei cytat z największego przeboju Cool Kids of Death (w tekście „Korony” zaszyty jest z kolei cytat z piosenki Hey’a). Utwór „Warszawa – Stambuł” najbardziej przypomina twórczość Lao Che i właściwie jest jedynym do którego „Budyń” nie napisał tekstu. Można się zastanawiać, czy Monofon coś jeszcze nagra? Jaka będzie jego przyszłość? Wszak wokal „Budynia” i poetyka jego tekstów to coś z gatunku Grzegorza Ciechowskiego – trudno podrobić, a zwłaszcza zastąpić. Z drugiej strony ta płyta jest przede wszystkim udana pod względem muzyczno-aranżacyjnym, a Jacek Szymkiewicz niejako dołączył do jej nagrania i określił język lirycznej wypowiedzi. „Monomiasto” jest wystarczająco dobrą płytą, by zwrócić na nią uwagę, ale obawiam się, że zostanie tylko swojego rodzaju ciekawostką i epitafium po „Budyniu”. Utwory zebrane na tym albumie są równe i zgrabne, ale zabrakło wśród nich rozpoznawalnego hitu, jakie miały Lao Che, a nawet Pogodno. Szkoda, bo potencjał był.