Czy powstają jeszcze nowe grupy grające shoegaze? W USA mamy taki przypadek. Zespół nazywa się Wednesday i pochodzi z Północnej Karoliny. Ma na swoim koncie trzy albumy (choć w zasadzie pięć), przy czym najnowszy „Rat Saw God” ma zadatki na pozycję przełomową. Delikatny kobiecy wokal i ściana gitarowego jazgotu to żadna nowość, a jednak gdy w singlowym „Bull Believer” następuje nieoczekiwane wskrzeszenie utworu w szóstej minucie mamy najpierw ukłon w stronę Sonic Youth, potem Mogwai, a w końcu odechciewa nam się słuchać spazmatycznych jęków wokalistki (Karly Hartzman) i niecierpliwie wyczekujemy końca tej hałaśliwej jazdy. Po obiecującym początku płyty, na poziomie dziesiątej minuty mam wątpliwość, czy na pewno dobrze zrobiłem kupując ten album!? Ale od razu poinformuję, że to jedyny taki moment na tym wydawnictwie. „Get Shocked” przypomina już raczej Throwing Muses. „Formula One” zbliża się do klasycznej „americany”. Smęcące nieco gitary, drugi, męski wokal gitarzysty Marca Jakoba Lendermana i leniwa atmosfera. Kolejny singiel „Chosen to Desire” nie odbiega bardzo od tego nastroju, choć ma bardziej dynamiczne wejście. To takie granie w stylu Waxahatchie. Nie jestem raczej jego fanem. Podoba mi się za to trzeci singiel „Bath County”. Bliżej mu zdecydowanie do The Breeders. Ma fajną motorykę, przyjemny klawiszowy ozdobnik, no i wraca ta ściana gitar. Karly czasem sobie tu nawet krzyknie. Potem jest przyjemne, dziewczęce „Quarry” z gitarowym dociskiem w zwrotkach. To takie trochę lata 90. – beztroskie lo-fi. Niedaleko pada to jabłko obok „Turkey Vultures”, choć więcej w nim hałasu i sprzężeń, a tempo wzrasta od pierwszych chwil. Po spokojnym, skromnym „Whats So Funny” przychodzi singlowy „TV in the Gas Pump”, który intryguje, ale jest nieco za krótki, by zdążyć zachwycić. Kwintet Wednesday łatwiej przyrównywać, niż wyróżniać, ale pewien eklektyzm tej płyty może być jej plusem. Na pewno album nie wpada jednym uchem, by wypaść po chwili drugim. Jest tu ciekawa mieszanka dźwięków mniej znośnych z fascynującymi – podobnie jak tych uroczych z nieco bardziej hałaśliwymi. Powiedzmy, że trudno o miłość od pierwszego wrażenia, ale nie zwrócić uwagi byłoby szkoda.