Piętnaście lat po debiucie Newest Zealand, Borys Dejnarowicz ponownie zwołał znajomych muzyków – w tym kolegów z czasów The Car Is On Fire – by nagrać nowy materiał. Nie wiem, czemu czekał tyle czasu. Krąg wsparcia wciąż jest podobny (Afro Kolektyw, Muchy, Mitch&Mitch), inspiracje także. Zasadniczo popowy wokal Dejnarowicza osadzony jest w brzmieniach typu Elvis Costello, Paul Weller, Beck, Phoenix, Sea & Cake. Dużo tu tytułowych harmonii w zakresie melodii. Nie brak ozdobników kreowanych przez klarnet, kontrabas, wibrafon, czy flet. To m.in. pochodna post-rockowych nurtów z końca lat 90. Wszystkie piosenki śpiewane są po angielsku, co jest plusem, choć rynkowo mimo wszystko pewnym mankamentem. Smacznie się tego słucha. Album zaistniał w kilku stacjach radiowych, jako płyta tygodnia. Zebrał też naprawdę dobre recenzje, dostając kilka nieformalnych nominacji do miana „płyty roku”. Nie bardzo widzę natomiast Newest Zealand w line-up’ach tegorocznych letnich festiwali, a na pewno materiał z „Harmony Attack” dobrze by na nich wypadł. Borys Dejnarowicz miał chyba ambicję, by wszystkie piosenki na nowej płycie miały singlowy i radiowy potencjał. Plusem płyty jest niewątpliwie sięganie po różne style muzyczne i przerabianie ich na własną wersję. Dejnarowicz, który jest autorem wszystkich nagrań to muzyczny erudyta i dobrze odnajduje się zarówno w muzyce koktajlowej, jak też alternatywnym rocku, jazzie, czy dream-popie. Często jest to próba przywołania klimatów i echa dawnych czasów – zarówno z lat 60., 70. jak i 80. Tu Beach Boys, tam Andrzej Zaucha, gdzie indziej King Crimson ze swojej kolorowej trylogii. „Combray” przypomina, jako żywo Stereolab. Przyjemnie jest szukać różnych cytatów i skojarzeń. Ten eklektyzm, czy post-modernizm nie rażą. „Harmony Attack” to przede wszystkim zbiór piosenek. Pewnie, że ambitnych i niebanalnie zaaranżowanych. Mam na tej płycie wielu swoich faworytów. Wśród nich wspomniany „Combray”, tytułowy „Harmony Attack”, singlowy „Elitist”, czy nawiązujący nieco do Pixies „The O in MOAN”. Znajomość z tą płytą postępuje z każdym kolejnych odsłuchem. Wciąż się tu coś odkrywa, a piosenki z każdym podejściem coraz bardziej wpadają w ucho. Szkoda byłoby taką płytę przegapić na naszym rynku.